Od 7 listopada największa w Lesznie spółdzielnia mieszkaniowa nie ma rady nadzorczej. Stało się tak, gdyż dwóch spółdzielców wystąpiło do sądu z pozwem o unieważnienie podjętej na walnym zgromadzeniu w czerwcu tego roku uchwały powołującej członków do nowej rady nadzorczej. Skarżący wskazali na nieprawidłowości, do jakich miało dochodzić podczas wyborów. Ponieważ LSM nie odpowiedziała na pozew, a w jej imieniu nikt nie pojawił się na sali sądowej, więc sąd przyznał rację skarżącym i wydał wyrok zaoczny, którym unieważnił uchwałę. W ten sposób LSM znalazła się w sytuacji, gdy nie ma rady nadzorczej.
Tymczasem część byłych już członków tej rady, w tym jej były przewodniczący, którzy są nieprzychylni obecnemu zarządowi spółdzielni, nie składają broni. W ubiegłym tygodniu do wielu mieszkań dotarło zaproszenie na spotkanie do szkoły przy ul. Rumuńskiej. W sobotni wieczór jedna z sal placówki wypełniła się po brzegi. Wielu ludzi musiało nawet stać na korytarzu. Natomiast za stołem, na podwyższeniu, zasiadło pięcioro byłych członków rady nadzorczej LSM. Każdy po kolei relacjonował to, czym się zajmował przez te kilka miesięcy sprawowania swojego mandatu. Jednak głównym i najbardziej interesującym tematem dla spółdzielców, którzy uważają, że opłaty, jakie ponoszą za swoje mieszkania, są zbyt wysokie, były sprawy finansowe, w tym głównie zarobki pracowników, zarządu oraz prezesa LSM.
– Rocznie na wynagrodzenia idzie ponad 4 mln zł, z czego 3,5 zostało tak ukryte, że dopiero po wnikliwej kontroli udało się nam do tego dojść. 64 procent funduszu eksploatacyjnego idzie na wynagrodzenia. Czy my jesteśmy fabryką, czy was na to stać? Oni traktują was, jak biznesmenów – po tych słowach Stefania Ratajczak otrzymała gromkie brawa.
W dalszej części wystąpienia Stefania Ratajczak relacjonowała także sprawę prośby, jaką w sprawie zakładowego układu zbiorowego pracy rada nadzorcza skierowała do prezesa Mieczysława Majsnera. Chodziło o podjęcie próby zmiany między innymi wysokości odpraw emerytalnych dla pracowników, zmniejszenia zasiłku chorobowego z 90 do 80 procent wynagrodzenia oraz wysokości premii. Wniosek rady nie przyniósł żadnych zmian.
– Udało się nam natomiast ograniczyć zatrudnienie, wysokość wypłacanej prezesom premii oraz wynagrodzeń. Jednak wyrok sądu spowodował, że wszystkie te zmiany przepadły i nadal nie będzie oszczędności, a tych, gdyby tak podchodzić do sprawy, mogłoby być od miliona do dwóch rocznie – przekonywała Stefania Ratajczak.
– Wszystko, co się w tej chwili dzieje w spółdzielni, to jest wyłącznie nasza wina – stwierdził jeden ze spółdzielców, którzy przybyli na zebranie. – Nie chodzimy na zebrania, dyskutujemy tylko na klatkach schodowych. Prezes pójdzie niebawem na emeryturę, a my nadal będziemy za to wszystko płacić.
W pewnym momencie z sali padło: „Trzeba zmienić zarząd”. Wszyscy przyjęli ten wniosek oklaskami. Ostatecznie, po dwugodzinnej dyskusji, byli członkowie rady nadzorczej, pod presją przybyłych na spotkanie spółdzielców, rozpoczęli zbieranie podpisów pod wnioskiem do zarządu LSM o jak najszybsze zwołanie walnego zebrania, na którym spółdzielcy będą mogli wybrać nową radę.
– Zachęcam także wszystkich do tego, aby udali się do biura spółdzielni i wystąpili z wnioskiem o kopię uchwały w sprawie ustanowienia wysokości wynagrodzenia prezesa – apelował Jan Czajka. – Każdy spółdzielca ma do tego prawo, a jeśli nie otrzyma takiej informacji, może wystąpić z pozwem do sądu. My znamy wysokość tego wynagrodzenia, jest wyższe niż wynagrodzenia prezydenta Leszna. Jednak z uwagi na to, że informacja ta może być znana tylko spółdzielcom, nie możemy jej podać na takim otwartym spotkaniu, na którym nie każdy jest spółdzielcą.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?