MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Leszno. Ta ekipa z Niepodległości dokonała cudu. Stworzyli niezwykły magazyn. Miejsce, w którym działo się samo dobro

Karolina Bodzińska
Karolina Bodzińska
Kawał serca, silne emocje i śmiech przeplatany łzami. To pozostawią po sobie wolontariusze, którzy od początku działali dla społeczności ukraińskiej w magazynie odzieży przy ulicy Niepodległości 49. Historia magazynu powoli dobiega końca. To oczywiście nie koniec pomocy dla Ukraińców, bo darmową odzież uchodźcy nadal będą mogli pozyskać, ale już w innej lokalizacji.

W obecnej formule i miejscu wolontariusze pracować będą do środy przed Świętami Wielkanocnymi. Później magazyn przeniesiony zostanie na Akwawit.

- Do magazynu zagląda mniej nowych uchodźców, a ci którzy korzystali z niego od samego początku zaczynają się usamodzielniać. Dlatego została podjęta decyzja o stopniowym, powolnym wygaszaniu naszej misji pod hasłem: Niepodległości 49. Swoją drogą, nazwa ulicy, idealnie wpasowała się w nasz projekt. Niepodległość...o to walczy Ukraina – mówi Agata Pietraszko – Bartkowiak, inicjatorka całego przedsięwzięcia.

Uczniowie, matki, ojcowie i seniorzy

Wolontariusze są cichymi bohaterami Leszna. Bez nich nic by się nie udało. Wśród nich są uczniowie, matki, ojcowie, emeryci…..Od wybuchu wojny pracują jak mróweczki. I choć starają się z całych sił zachować balans pomiędzy nauką, pracą zawodową, rodziną i wolontariatem nie zawsze im się to udaje. Wiedzą jednak, że niesienie pomocy to priorytet.

Jak trafili do magazynu przy Niepodległości i jakie są w ogóle jego początki? Wszystko zaczęło się od Agaty Pietraszko – Bartkowiak.

- 24 lutego rozpoczęła się wojna, ginęli ludzie. Od razu wiedziałam, że to my, Polacy, musimy pomoc sąsiadom. Logicznym było, że będą uciekać do nas. Pierwsze pytanie, co ja mogę zrobić? Jestem daleko od granicy, nie mam żadnej mocy sprawczej….Ale docierające informacje nie pozwoliły mi na bezczynność – wspomina Agata Pietraszko – Bartkowiak.

Jeszcze tego samego dnia wieczorem zadzwoniła do Donaty Majchrzak – Popławskiej, dyrektorki Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Lesznie z pomysłem otwarcia magazynu.

- To była myśl, że skoro ludzie będą uciekać, nie zdążą nic zabrać. Odżyły wspomnienia dziadków, którzy opowiadali jak moja prababcia, przy ulicy Słowiańskiej, ukrywała Żydów. Jak moja babcia, mająca wówczas kilkanaście lat, grała na harmonijce ustnej, żeby chłopcom "milej" kopało się okopy, czy jak dziadek piekarz, przez dziurę w desce, zanosił dzieciom chleb do obozu koncentracyjnego. W końcu złapali go i zamknęli w Buchenwaldzie. I jeszcze wspomnienie o cioci, która napluła Niemcowi w twarz na leszczyńskim peronie i wylądowała w Oświęcimiu....- wspomina Agata.

Mając takich przodków czuła w sobie powinność i siłę.
Donata Majchrzak – Popławska od razu poparła jej pomysł.

- Nazajutrz tj. 25 lutego o idei wiedział już prezes Poznańskiego Banku Spółdzielczego w którym pracuję. Zgodził się wesprzeć moje działania finansowo, a koleżanka z pracy pomogła mi znaleźć lokal u Michała Biegajskiego. Wszystko zadziało się jednego dnia! – relacjonuje.

26 lutego miała już klucze do lokalu i wraz z małą grupką przyjaciół, z Asią Wróbel i jej mężem na czele, zaczęła „urządzać” wnętrze. Stojaki, wieszaki, regały, stoły, transport – to wszystko otrzymali w ciągu weekendu od ludzi dobrej woli.

- W poniedziałek zaczęliśmy zbierać dary od mieszkańców Leszna. A później pojawili się cudowni wolontariusze, z otwartym sercem i głowami pełnymi pomysłów – opowiada.

Egzamin z człowieczeństwa zdał na szóstkę

Magazyn odzieży od początku działał pod patronatem Łukasza Borowiaka, prezydenta Leszna i we współpracy z Poznańskim Bankiem Spółdzielczym oraz firmą Michała Biegajskiego. Gdy otworzył swe podwoje każdego dnia zgłaszali się nowi wolontariusze gotowi wykładać towar na półkach i służyć pomocą gościom z Ukrainy.
Jednym z nich był Maksymilian Katarzyński, uczeń pierwszej klasy Zespołu Szkół – Rolniczo – Budowlanych w Lesznie.

- Wolontariat zacząłem równo z wybuchem wojny. Zaczęło się od pomocy mojej sąsiadce Irinie w sprowadzeniu jej mamy. Gdy zobaczyłem, że otwiera się magazyn przy Niepodległości od razu się zgłosiłem do pomocy. Po paru dniach poczułem, że chcę pomagać codziennie, więc przeniosłem się do Stacji Biznes, gdzie jestem praktycznie od poniedziałku do piątku łącząc szkołę praktyki i wolontariat – mówi Maksymilian.

Przy takim zaangażowaniu niełatwo godzić wolontariat z nauką. Bywa, że praca społeczna odbywa się kosztem szkoły.

- Rodzina się cieszy, ale też martwią o szkołę. Dla mnie niesienie pomocy jest ważniejsze. Jestem gotów powtórzyć pierwszą klasę. Nie wyobrażam sobie przedłożyć szkoły nad pomoc drugiemu człowiekowi. Edukacja jest ważna lecz w takim momencie jest na drugim planie - tłumaczy młody człowiek.

Z taką postawą, egzamin z człowieczeństwa zdał już na szóstkę z plusem.

Myśl globalnie, działaj lokalnie

Wśród wolontariuszy jest także Marcin Puchała, który – jak sam przyznaje – zgłosił się do pomocy, żeby nie zwariować.

- Tak by się pewnie skończyło dalsze oglądanie wiadomości. Poza tym im gorzej się dzieje, tym silniejszy imperatyw działania – tłumaczy Marcin Puchała.

A dlaczego w takiej formie? Bo jak sam żartuje nie chciał, swoją „nieogarniętą” osobą, wywoływać na granicy jeszcze większego chaosu.

- Czytając posty na grupach pomocowych na FB zastanawiałem się jak działać najbardziej efektywnie, żeby nie marnować czasu ani środków, bo jednego i drugiego nigdy nie jest za dużo – tłumaczy.

I tak zgodnie z ideą „Myśl globalnie, działaj lokalnie" znalazł dla siebie idealne miejsce w magazynie przy Niepodległości.
Anna Pawlak do magazynu szła pełna obaw.

- Nie wiedziałam jak poradzę sobie w kontakcie z Ukraińcami. Chodziło nie tylko o barierę językową, ale o to, jak zareaguję psychicznie, gdy zderzę się z nieszczęściem tych ludzi – wyznaje Ania.

Na szczęście ani język, ani wrażliwość nie okazały się przeszkodą.

- Nigdy, nawet przez chwilę, nie żałowałam tej decyzji. Magazyn stał się miejscem do którego wracałam, gdy tylko mogłam sobie na to pozwolić. Zaległy urlop wybierałam w dni pracy magazynu – mówi.

I podkreśla, że dzięki wolontariatowi poznała wielu wspaniałych ludzi. Stworzyli świetny zespół. Dodatkowo Ania postanowiła zrobić zbiórkę zabawek w przedszkolu syna. Nazbierało się ich sporo zabawek i dały wiele radości przychodzącym do magazynu dzieciom. Także po rodzinie zbierała co tylko się dało: ręczniki, pościele, kołdry, naczynia...

- Czas spędzony na wolontariacie pokazał mi, że nie jest ważne to, co masz lecz to, co dajesz innym – mówi Anna Pawlak.

Tacy ludzie stworzą lepszy świat

Joanna Kurpisz zaczęła od pomocy rodzinie koleżanki z Ukrainy. Ale poczuła, że chce i może zrobić jeszcze więcej. Tak trafiła na wolontariat.

- W pewnym momencie mój 13 - letni syn Tomek zapytał, gdzie i po co chodzę? I zadeklarował, że też chce pomagać – mówi Joanna.

Nastolatkowi nie było łatwo, ale dał radę. Przedłożył wolontariat nad przyjemności.

- Mimo błędów wychowawczych, jakie z całą pewnością popełniam, wiem że mam dziecko z dobrym sercem. Jestem z niego bardzo dumna - zwierza się J. Kurpisz.

Tacy ludzie jak Maksymilian i Tomek dają fantastyczne świadectwo. Są żywym dowodem na to, że młodzi mężczyźni są wrażliwi i empatyczni. Miejmy nadzieję, że gdy dorosną to właśnie oni będą budować nowy, lepszy świat.

Serce oddała Ukraińcowi

Wśród osób, które nie umiały przejść obojętnie obok ludzkiego cierpienia jest także Kinga Szczepaniak.

- Wiedziałam, że ze względu na prace i codzienne obowiązki nie jestem w stanie pomóc na większą skalę, a chciałam zrobić tyle, ile mogę. Oddając serce Ukraińcowi Igorowi, oddałam je w pewnej części i Ukrainie – mówi Kinga Szczepaniak.

Informacja o wybuchu wojny, szczególnie dla Igora, była ogromnym szokiem.

- Zamartwialiśmy się o bliskich, którzy tam zostali. Gdy zobaczyłam, że Agata tworzy magazyn zaoferowałam swoją pomoc i tak razem z Igorem trafiliśmy na Niepodległości. Poczułam, że naszymi działaniami, wskrzeszamy w ludziach nadzieję – wyznaje Kinga.

Z kolei Anna Pałasz, harcerka i instruktorka, służbę – jak mówi - ma wpisaną w styl życia. Tuż po wybuchu wojny, wraz z innymi instruktorami leszczyńskiego Hufca ZHP, zaangażowała się w pomoc Ukrainie.

- Jedni robili siatki maskujące, inni pomagali w Stacji Biznes, jeszcze inni w Banku Żywności, czy Przystanku Leszno. Ja miałam już przyjemność współpracować z Agatą przy naszej harcerskiej akcji szycia maseczek na początku pandemii, więc teraz, gdy zobaczyłam jej inicjatywę na FB wiedziałam, że to będzie moje pole realizacji konkretnej i celowej pomocy naszym sąsiadom. Przedstawiłam propozycje również najstarszym harcerkom z naszej 17 Leszczyńskiej Drużyny Harcerskiej: Kasi, Sarze i Jagodzie, które chętnie w miarę możliwości czasowych włączyły się do tego wolontariatu – mówi Anna Pałasz.

I to nie jest odosobniony przypadek, gdy jedna dobra dusza wciąga w wolontariat kolejną! Dobro na szczęście jest zaraźliwe.

Nowa formuła

Mimo że magazyn przy Niepodległości powoli kończy swoją misję, ci ludzie nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Część z nich nadal będzie działać w magazynie na Akwawicie, inni znajdą dla siebie nowe zajęcie pro bono. Z pewnością żadne z nich nie usiądzie biernie z założonymi rękoma. To nie w ich stylu.

- Dziękuję wszystkim wolontariuszom za zaangażowanie i serce, które włożyli w tę pracę – podsumowuje Agata Pietraszko – Bartkowiak. - Mam nadzieję, że po świątecznym odpoczynku damy radę wrócić do pomagania, lecz w zmienionej formule. Będziemy pracować w innych godzinach i w mniejszych składach, aby każdy z nas wrócił do równowagi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dzień Matki. Jak kobiety radzą sobie na rynku pracy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na leszno.naszemiasto.pl Nasze Miasto