Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Agata Młynarska: Nie wiem, czy kiedykolwiek byłam bardziej szczęśliwa niż dziś [ROZMOWA]

Ryszarda Wojciechowska
Agata Młynarska: 
- Nadal, jeżeli się za coś zabieram, robię to najlepiej, jak można. Ale nie odchorowuję już czegoś, co nie zależy ode mnie
Agata Młynarska: - Nadal, jeżeli się za coś zabieram, robię to najlepiej, jak można. Ale nie odchorowuję już czegoś, co nie zależy ode mnie Szymon Starnawski/ PP
Ma swój program w telewizji, napisała książkę, wyszła za mąż. - Życie może być fajne po pięćdziesiątce - mówi Agata Młynarska. - Pokazuję sobie, że każdy następny dzień może być jeszcze ciekawszy.

Pani książka "Pyszna zmiana - czyli moje życie bez glutenu" cieszy się ogromnym zainteresowaniem. Ale czy ta zmiana jest naprawdę taka pyszna, jak sugeruje tytuł?
Tak i to pyszna pod każdym względem. Inaczej smakuje to, co teraz jem i to, jak żyję. Dla mnie to zmiana ważna i potrzebna. Przeczuwałam, że coś się kroi. Odkąd pamiętam, miałam problemy ze zdrowiem. Ale nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to jest aż tak poważne.

Ta książka jest też trochę takim dziennikiem z czasów choroby. Pani bez owijania w bawełnę opisuje swoje problemy z jelitami i nietolerancję na gluten.
Można to tak uprościć. Ale nietolerancja laktozy i glutenu była tylko jednym z powodów mojej choroby - nieswoistego zapalenia jelit. Wiedziałam wcześniej, że jest źle, kiedy na przykład piłam kawę z mlekiem albo jadłam bułeczkę. Kiedy więc usłyszałam o nietolerancji, wzięłam ją sobie do serca. A potem okazało się, że sprawy zaszły już dalej. I zdiagnozowano u mnie to nieswoiste zapalenie; miałam bardzo zniszczone jelita.

Do tego doszedł jeszcze pewnie stres. Bo praca w telewizji i "kręcenie" światem do łatwych nie należy.
Kiedy przed dwoma laty przeszłam do TVP i zaczęłam pracę przy programie "Świat się kręci", czułam się jak ktoś, kto skacze na bardzo głęboką wodę. W dodatku z zamkniętymi oczami. Nie wiedziałam, czy wypłynę. Wszystko było dla mnie trudne. Nie miałam doświadczenia w prowadzeniu programu codziennie. Przeczuwałam, że to szaleństwo, że igram ze zdrowiem, że mogę zachorować. Mówiłam o tym wszystkim dookoła, także naszym producentom. I wtedy słyszałam: - Ty? Ty sobie nie poradzisz? To ich przekonanie, że dam radę, sprawiało mi taką przyjemność, że sama zaczęłam w to wierzyć. Odezwała się we mnie jakaś dziwna mania wielkości. Pojawił się brak pokory wobec siebie i świata. Może ci w głowie zaszumieć, skoro wszyscy cię przekonują, że sobie poradzisz. Uwierzyłam, że jestem tą pseudosiłaczką z czasów młodości. Wtedy też myślałam - jak to, nie poradzisz sobie z dziećmi? Poradzisz. Nie poradzisz sobie z pracą? Poradzisz. Ale człowiek nie jest niezawodny. Zawiodłam siebie i swój organizm. Dziękuję Panu Bogu, że tylko tak się skończyło. Że ostatecznie wyszłam z tego obronną ręką. Ten czas bez pracy, kiedy się leczyłam, też był mi potrzebny.

Jak Pani teraz temperuje swój perfekcjonizm?
Nadal, jeżeli się za coś zabieram, robię to najlepiej, jak można. Ale nie odchorowuję już czegoś, co nie zależy ode mnie. Kiedyś mi się wydawało, że ja jeszcze w każdej sprawie mogę coś więcej. Teraz już nie. To dotyczy zarówno pracy, jak i dzieci.
Jednak życie bez glutenu to zmiana drastyczna. Trzeba sobie wszystko przeorganizować.
Z tym naprawdę nie ma problemu. Jest bardzo dużo bezglutenowych produktów. Poza tym można jeść produkty podstawowe: warzywa, ryby, mięso, kasze. Ale sama wiem, że jak człowiek się do czegoś przyzwyczai, to jakakolwiek większa zmiana jawi mu się jako katastrofa. A to jest to samo, tylko inaczej. Nie ukrywam, że tęsknię za kawką z mlekiem, za śledziem w śmietanie. Pierogi z mąki bezglutenowej można zrobić. Ale śledzia w śmietanie bez śmietany już nie. Trudno. Jest za to pyszne bezglutenowe pieczywo. W pobliżu mojego domu znajduje się piekarnia, w której można kupić fantastyczny chleb, ciasta francuskie ze śliweczką, ciasto marchewkowe, pierniki, makowce, szarlotki, wszystko bez glutenu. Kiedy weszłam tam pierwszy raz i zaciągnęłam się tymi zapachami, nie chciałam wyjść. Nauczyłam się nowych smaków, bo nie miałam wyjścia. Bo albo będziesz zdrowa bez kawy z mlekiem, albo będzie cię bolał brzuch, nie dopniesz się w portkach i wylądujesz w szpitalu.

Nad książką zaczęła Pani pracować w chorobie, jeszcze w szpitalu. To był rodzaj terapii?

Pisanie było zbawienne. Bo ja nie lubię bezczynności. A to był świetny sposób na zapełnienie tych długich tygodni bez jakichkolwiek działań. Wcześniej bez działania żyłam najwyżej dwa, trzy dni. A teraz nagle miałam przed sobą perspektywę bezczynnych kilku miesięcy. Byłam jedną z dłużej leżących na gastrologii pacjentek. Przeszłam dwie operacje jelit. Długo szukano tej właściwej diagnozy w moim przypadku. To wszystko wymagało czasu. Każdego dnia pytałam podczas obchodu panią profesor: - Co mi jest? I słyszałam: - Jeszcze nie wiemy. Myślałam - Jak to, trafiłam do jednego z najlepszych profesorów w Polsce i pani profesor nie wie, co mi jest?
To też było irytujące. Leżysz i nie wiesz, na co chorujesz. A lekarze szukają. Sama też zaczęłam szukać w internecie. Teraz wiem, że nie wolno tego robić. Bo człowiek ma potem tylko szum w głowie.

Razem z Panią na gastrologii leżało wielu młodych ludzi, też chorujących na nieswoiste zapalenie jelit. Z czego to się bierze?
To choroba układu odpornościowego, autoimmunologiczna. Właściwie nieznane są jej przyczyny. Ale wiemy, że organizm, zamiast atakować chore komórki, atakuje zdrowe, czyli sam jest dla siebie zagrożeniem. Młodzi ludzie, którzy żyją w stresie, bo trzeba skończyć studia, znaleźć pracę, zarobić, dostosować się do reguł współczesnego świata, lekko nie mają. Do tego jeszcze jedzą przetworzoną żywność, fast foody i nie mają świadomości, że coś się zaczyna dziać z ich organizmem. Jak mówi profesor Grażyna Rydzewska: ci o nadwrażliwej konstrukcji, żyjący w stresie, zachorują na bank, na coś, co jest związane z brzuchem. Nie ma takiej siły, żeby było inaczej. Bomba zazwyczaj wybucha w dojrzałym wieku.

Mówi Pani jak ekspert. Ale patrząc na Panią, myślę, że warto żyć bez glutenu. Z takim wyglądem...
Bardzo dziękuję, ale powtórzę za profesor Rydzewską: To nie jest dieta dla każdego. To nie jest dieta na całe życie dla tych, którzy mogą jeść gluten. Należy go ograniczać, ale nie wykluczać. Dla tych, którzy chorują, to walka o życie. A jeśli chce się schudnąć, to trzeba zastosować dietę, która jest odpowiednia dla naszego organizmu. Bo jeśli wykluczysz gluten i mleko, a okaże się, że masz na przykład niski poziom białka, to doprowadzisz do wycieńczenia organizmu. Z powodu utraty białka, w twoim organizmie będzie się zbierać woda i zachorujesz. Nie będziesz wiedziała, dlaczego nie chudniesz, tylko puchniesz, mimo że prawie nic nie jesz. To wszystko trzeba wiedzieć. Nie wolno samemu eksperymentować. Ja się tego nauczyłam w szpitalu. Tego, jak bardzo trzeba uważać, na przykład, z lekami. Razem ze mną leżały dziewczyny, które były ofiarami potwornych diet, drakońskich, które doprowadziły do wyniszczenia organizmu. To nie były anorektyczki czy bulimiczki, tylko dziewczyny stosujące nawykowo diety. Żal było na nie patrzeć. A one miały tylko jedno w głowie - dieta.

Za dwa dni, 23 marca, skończy Pani 50 lat. Ale jest Pani żywym dowodem na to, że kobieta w okolicach pięćdziesiątki może znaleźć miłość, wyjść za mąż, mieć swój kobiecy festiwal i własny program telewizyjny.
Dla wielu kobiet to jednak ciężka data. Tak słyszy się z zewsząd. Jeżeli kobiety będą pozwalały na to, żeby mówić, że po pięćdziesiątce już ich nie ma, to inni to będą powtarzać. Nie twierdzę, że mamy takim podejściem zaklinać rzeczywistość. Ale możemy pokazywać, że jest inaczej. Że życie może być fajne po pięćdziesiątce. Ja sobie nie pozwalałam na to, aby mówić o kobietach w tym wieku - stare. Całym swoim życiem chcę pokazywać przede wszystkim sobie, że każdy następny dzień może być jeszcze ciekawszy. Nie wiem, czy kiedykolwiek byłam bardziej szczęśliwa niż teraz, mając 50 lat. To pół wieku, przede mną jeszcze następne pół.

Myśli Pani o sobie sexy babcia?
Myślę o sobie - i sexy, i babcia. To dwie różne sprawy. Naprawdę fajne jest to, że w wieku 50 lat można być babcią i to już całkiem dużych dziewczynek, a jednocześnie mieć poczucie, że jest się sexy. Tego zresztą życzę wszystkim babciom.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto