Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Damian Dudziak, zawodowy strażak mieszkający w Lesznie a pracujący w straży w Poznaniu, brał udział w misji w Bejrucie [ZDJĘCIA]

Karolina Bodzińska
Karolina Bodzińska
archiwum Damiana Dudziaka
Damian Dudziak, zawodowy strażak mieszkający w Lesznie a pracujący na co dzień w Jednostce Ratowniczo – Gaśniczej JRG -4 Poznań Grupa Poszukiwawczo – Ratownicza - brał udział w misji w Bejrucie. Aktualnie przebywa w Warszawie, gdzie przechodzi szereg badań i rozmowę z psychologiem. Przez kilka dni wraz z kolegami szukał pod gruzami żywnych ludzi. Bez powodzenia. „Zadymienie, pożary, zwisające przewody energetyczne, ulatniający się gaz i unoszący w powietrzu zapach rozkładających się ciał” - tak leszczyniak mówi o swoich doświadczeniach ze stolicy Libanu.

Po wybuchu w Bejrucie Polska jako jeden z pierwszych krajów zgłosiła gotowość niesienia pomocy. W ramach Europejskiego Mechanizmu Ochrony Ludności na miejsce udali się ratownicy. Grupa poszukiwawczo - ratownicza MUSAR POLAND składała się z 11 ratowników z Poznania, 6 z Warszawy, a pozostali z Łodzi. Łącznie 42 osoby w tym 4 przewodników z pasami: Sigmą, Vigo, bursztynem i Hawaną, których zadaniem było szukanie pod gruzami żywych ludzi.

Leszczyniak Damian Dudziak wsiadł na pokład samolotu w środę 5 sierpnia br.

- Byłem w rekonesansie. Od razu po przybyciu zostałem skierowany do rozpoznania zawalonych obiektów w przydzielonej nam strefie i zadysponowania sił i środków do działań – mówi Damian Dudziak.

Z Polakami byli też Rosjanie, Francuzi, i Holendrzy i wszyscy pracowali w swoich sektorach.

- Nas zakwaterowano w porcie libańskiej bazy wojskowej, gdzie zbudowaliśmy obóz. Mieszkaliśmy w namiotach. W oddali toczyły się zamieszki. Protestowano przeciwko libańskiemu rządowi. Wojsko użyło gazu, a protestujący uciekali w naszą stronę. Jeden z policjantów spadł z dachu - mówi Damian.

W Bejrucie panowały bardzo wysokie temperatury. Ponad 32 st. C, a ratownicy pracowali w specjalistycznym umundurowaniu.

Zadymienie, pożary, zwisające przewody energetyczne, ulatniający się gaz i unoszący w powietrzu zapach rozkładających się ciał i składanie części ciała w jedną całość na poboczu...-

mówi ratownik.

Oczywiście szli po żywych. Niestety, pod gruzami znajdowali tylko ciała.

- Największą pracę zawsze wykonują psy, które są filarem Grupy Poszukiwawczo – Ratowniczej. Podczas poszukiwań Vigo zranił się w łapę. Na miejscy lekarz z Warszawy, który jest w GPR zszył ranę – opowiada Damian.

Strażacy z uwagi na trudne warunki i upał zmieniali się co 6 godzin. Przy sprawdzaniu szybów wind czy zawalonych klatek schodowych używali sprzętu wysokościowego.

- Zaskoczyło mnie jak znakomicie działają służby tam, na miejscy i jak solidarnie pomagają sobie tubylcy – relacjonuje leszczyniak.

Polscy strażacy zakończyli działania w niedzielę 9 sierpnia. Do kraju wrócili w poniedziałek wieczorem, a dziś tj 11 sierpnia przechodzą szereg badań.

- Chodzi m.in. o morfologię, EKG, badania pod kątem koronawirusa i rozmowę z psychologiem – tłumaczy Damian Dudziak.

Dla leszczyniaka nie była to pierwsza misja ratunkowa, ale pierwsza zagraniczna.

- Każda z nich to kolejne doświadczenie zawodowe – podsumowuje Damian Dudziak.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na leszno.naszemiasto.pl Nasze Miasto