- Gdzieś przeczytałem, że człowiek do życia potrzebuje tylko 100 przedmiotów i sprawdzonego przyjaciela - tłumaczy Jacek Balcerak, prawnik z okolic Warszawy, dodając - W trakcie swoich urlopów staram się pomagać innym. W tym roku zaplanowałem, że przejdę żużlową Polskę. Trasa będzie liczyła 1137 kilometrów. A wszystko po to, aby zebrać pieniądze na leczenie 15-letniej dziewczynki, Kingi. Potrzeba 300 tysięcy złotych.
O szczytnym celu wyprawy przypomina kot Parys
Piechur swoją podróż dokładnie rozpisał, dzień po dniu, tak aby w piątki i niedziele dotrzeć pod żużlowe stadiony w całej Polsce. Przejdzie 1137 kilometrów, bo tyle będzie liczyła cała trasa wiodąca po żużlowych miastach w Polsce. Start miał miejsce spod stadionu w Gdańsku, a następnie odwiedził Gorzów Wielkopolski i Zieloną Górę. W środę po południu dotarł pod leszczyńskiego "Smoka". W piątek chce dotrzeć do Ostrowa Wielkopolskiego, później pod stadion mistrza Polski - "Sparty" Wrocław. A już na sam koniec (3 lipca) dojść do Lublina.
W całej wyprawie panu Jackowi towarzyszy kot Parys. Dachowiec, którego dostał od Kingi, dziewczynki dla której zbiera pieniądze na leczenie. Aby dziewczynka mogła być w pełni zdrowa na jej operację potrzeba 300 000 złotych. Zebrana kwota pomoże postawić ją na nogi, a co najważniejsze, pozbawić Kingę towarzyszącego jej przez całe życie niewyobrażalnego bólu.
-
Kinga choruje na artrogrypozę. Jest to wrodzona sztywność stawów. Choroba odbiera jej możliwość poruszania, powoduje przykurcze i deformacje sylwetki. Z tym jeszcze można żyć. Z bólem który jej towarzyszy na co dzień, już nie. Kinga ma teraz piętnaście lat i nomen omen czeka ja teraz 15 operacja. Ta która może ją postawić na nogi. Całe jej dzieciństwo to pobyty w szpitalu, rekonwalescencje. Jej kartoteką schorzeń można obdzielić parę osób, a ona musi dźwigać swój los na wątłych ramionach. Smutne takie dzieciństwo gdy inne dzieci z wypiekami na twarzy marzą o nowym rowerze, jeździe konnej, nowoczesnym komputerze. Kinga marzy, aby nie bolało
- dodaje Jacek Balcerak
.
Noce w namiocie
Pan Jacek dziennie musi pokonać około 30 kilometrów. Trasę planuje tak, aby pod koniec dnia znaleźć się w pobliżu lasu i w nim rozbić swój namiot.
-
W ubiegłym roku Parys był małym kotkiem i wykręcił mi niezłego psikusa. W nocy wydostał się przed namiot i razem z małym liskiem czekali na mnie. Gdy podszedłem, zwierzaki oddaliły się i znowu czekały. Zabawa trwał z kwadrans. Później Parys wrócił do namiotu
- dodaje podróżujący z plecakiem przez Polskę Jacek Balcerak.
Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?