Związek z Pawłem był jej pisany. Na imprezie imieninowej u jednej z ciotek wypatrzyła ją...przyszła teściowa. Zrobiła Monice zdjęcie i powiedziała, że wyśle fotografię do syna.
- Śliczna z ciebie dziewczyna, mój syn powinien się z tobą umówić - powiedziała.
Randka odbyła się bardzo szybko, a młodzi przypadli sobie do gustu. Dwa lata później, we wrześniu 2008 roku, pobrali się. Nie odwlekali decyzji o powiększeniu rodziny. Postarali się o dziecko, było jednak pewne ale...
-Mam dziurę międzykomorową w sercu i wszczepiony stymulator. Przez całą ciążę czułam się fatalnie. Mój osłabiony organizm nie wytrzymywał obciążenia. Co gorsza, bałam się rodzić naturalnie.Chciałam uniknąć wysiłku przy porodzie – tłumaczy leszczynianka.
Ich pierworodna córeczka Mariolka miała urodzić się 5 maja 2010 roku, a tymczasem na wizycie 19 kwietnia lekarz wręczył jej skierowanie do szpitala. Od razu trafiła na porodówkę.
- Niestety, nie powiedziałam nikomu, że mam wskazanie do cesarki. Całą noc męczyły mnie bolesne skurcze. Dopiero rano, gdy już nie miałam na nic sił przyznałam się, że mam chore serce i wtedy zrobiono mi cesarkę. Córeczka urodziła się w dobrym stanie, ale ja fatalnie zniosłam znieczulenie. Wielokrotnie wymiotowałam, a wieczorem, już na sali poporodowej zemdlałam…- wspomina pani Monika.
Trzy dni dochodziła do siebie, a potem, ilekroć wspominała trudny poród zastrzegała, że już więcej nie chce mieć dzieci. Tym bardziej, że niespełna rok po porodzie, podczas spaceru z córką, poczuła przeszywający ból w nodze. Noga spuchła i zrobiła się cała czerwona.
- Okazało się, że mam zakrzep w żyle i konieczne jest wdrożenie leczenia. Na szczęście po pewnym czasie moje samopoczucie ustabilizowało się i mogłam odstawić leki przeciwzakrzepowe. Minął kolejny rok, a ja zaczęłam się zastanawiać nad drugim dzieckiem. Rozważałam wszystkie za i przeciw. Kiedy Mariolka skończyła trzy lata postanowiliśmy, że nasza rodzina ponownie się powiększy – mówi M. Przybylak.
Niestety, wtedy przekonała się, że im człowiek bardziej czegoś pragnie, tym trudniej mu to dostać. Dopiero po roku bezskutecznych prób na teście ciążowym pojawiła się różowa kreseczka.
- Niestety, od początku żona czuła się tragicznie. Krwawienia, wymioty i spadek wagi. W siódmym miesiącu ciąży miała rozwarcie. Lekarz kazał jej leżeć – mówi Paweł Przybylak.
Przez całe lato 2015 roku pani Monika leżała niemal bez ruchu. We wrześniu przykro jej było, że to nie ona może towarzyszyć Mariolce podczas inauguracyjnego dnia w przedszkolu.
- Na szczęście Mariolka odnalazła się w przedszkolu, a mąż codziennie robił zdjęcia jej przedszkolnych prac i opowiadał o postępach – uśmiecha się pani Monika.
W połowie września 2015 roku leszczynianka trafiła do szpitala. Lekarze, z uwagi na problemy kardiologiczne i paniczny lęk pacjentki po doświadczeniach z pierwszego porodu, zdecydowali , że mała Gabrysia przyjdzie na świat przez cesarskie cięcie.
- Ostatnie co usłyszałam było pytanie anestezjologa o znieczulenie. Poprosiłam o ogólne. I chwilę później przestałam oddychać… - mówi leszczynianka.
W momencie, gdy podano jej znieczulenie zapadły się jej oskrzela. Obie z Gabrysią przestały oddychać. Neonatolodzy ratowali życie Gabrysi, a położnicy ratowali panią Monikę. Nieprzytomna trafiła na oddział intensywnej terapii, a córeczka do inkubatora. Badanie wykazało zator płucny.
Obudziła się dopiero nazajutrz rano. Drżała o życie o córeczki. Na pierwszą wizytę do Gabrysi mogła wybrać się dopiero kilka dni później. Pan Paweł pomógł jej usiąść na wózek inwalidzki i zawiózł na neonatologię.
Kiedy pielęgniarka podała jej Gabrysię córeczka zaczęła rozpaczliwie płakać.
- Nie rozpoznała mnie. Tamtego dnia płakałam razem z nią – opowiada pani Monika.
Ciąża i poród bardzo obciążyły jej organizm. Zator w płucach tak ją osłabił, że nawet ugotowanie obiadu było dla niej ogromnym wysiłkiem. Przez półtora roku nie miała sił wyjść z domu.
- Osiadły tryb życia spowodował, że bardzo dużo przytyłam, co dodatkowo obciążyło już i tak słabe serce. W najgorszym momencie ważyłam 113 kg. Z powodu leków przeciwzakrzepowych walczyłam z anemią. Zaczęłam bać się, że umrę – mówi M. Przybylak.
Jednocześnie nie chciała by choroba ją pokonała. Miała kochającego męża i dwie przepiękne córeczki.
- Dlatego w styczniu 2018 podjęłam decyzję, że czas o siebie zawalczyć. Na początek umówiłam się z dietetykiem – wspomina pani Monika.
Latem poczuła się na tyle dobrze, żeby wsiąść na rower.
- Dziś żyjemy tak jak inne rodziny. Możemy cieszyć się zdrowymi dziećmi i wspólnymi spacerami. Pamiętam jednak, ile wysiłku ciąża i poród kosztowały moją żonę i jestem jest za jej poświęcenie bardzo wdzięczny – podsumowuje Paweł Przybylak.
Wybory samorządowe 2024 - II tura
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?