Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Onkologia poobijana po pandemii. Czy chorzy, u których zdiagnozowano nowotwory, mogą w obecnych czasach czuć się bezpiecznie?

Dorota Abramowicz
Dorota Abramowicz
Profesor Jacek Jassem
Profesor Jacek Jassem Przemyslaw Swiderski
Rozmowa z prof. Jackiem Jassemem, kierownikiem Katedry i Kliniki Onkologii i Radioterapii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, prezesem Zarządu Polskiej Ligi Walki z Rakiem, nominowanym w ostatnim tygodniu do Nagrody Heisinga, zwanej "polskim Noblem".
  • Ile osób zmarło w Polsce z powodu zaniedbania leczenia raka?

  • Dlaczego z listy refundacyjnej znikają leki dla pacjentów onkologicznych?

  • Czy można mówić o "postkowidzie" w onkologii?

  • Czy chorzy mogą czuć się bezpiecznie?

  • I jak mocno poobijana została polska onkologia w czasach pandemii?

Latem ubiegłego roku alarmował pan, że jeśli zaniedbamy leczenie nowotworów, to będziemy mieli od 5 do 10 tysięcy więcej zgonów w ciągu roku. Spełniła się czarna przepowiednia?
Dane uzyskamy dopiero za jakiś czas. Już teraz obserwujemy jednak zwiększoną liczbę chorych w zaawansowanych stadiach nowotworu. Można więc wysnuć wniosek, że jest to efekt ubiegłorocznych opóźnień w rozpoznawaniu, związanych z pandemią. Dodatkową przyczyną późniejszego rozpoznawania nowotworów w ubiegłym roku było niemal całkowite zawieszenie badań przesiewowych.

To, że w 2020 roku mniej chorych pojawiło się w systemie, nie znaczy, że rzeczywiście było mniej zachorowań. Te nowotwory wykrywamy z opóźnieniem, z tym, że są bardziej zaawansowane.

Wiadomo już, jak będzie wyglądała sytuacja pacjentów onkologicznych w najbliższych latach?
Czas pokaże. Myślę, że wiele zależy od tego, jak rozwiążemy ten problem. I na ile wydolny jest system - diagnostyka i leczenie - by tych wszystkich pacjentów objąć opieką. Onkologia jest dziedziną, która już wcześniej pracowała na granicy wydolności. W naszej klinice liczba chorych zgłaszających się do chemioterapii w ostatnich miesiącach systematycznie rosła. Uruchomiliśmy więc wszystkie możliwości, aby nie towarzyszyło temu wydłużenie czasu oczekiwania na leczenie.

Obecnie możemy przyjąć nie więcej niż 70 chorych dziennie, podczas gdy zgłasza się ich znacznie powyżej 80. Można się spodziewać, że ta liczba nadal będzie rosła. Oznacza to, że będą dłużej oczekiwali na rozpoczęcie leczenia, co w onkologii jest niedopuszczalne. Tymczasem staramy się przyjmować wszystkich zgłaszających się chorych, ale nie możemy im zapewnić podstawowego komfortu; czekają kilka godzin na podanie leku.

Jako kierownik jednostki nie mogę się na to zgodzić. Kilka dni temu spotkaliśmy się w tej sprawie z dyrekcją Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku, aby wspólnie rozwiązać ten problem. W piątek spotykamy się z kanclerzem GUMed, bowiem niektóre decyzje muszą podjąć władze uczelni, która jest organem założycielskim dla UCK.

Brakuje ludzi, łóżek czy pieniędzy na leczenie?
Lekarze i pielęgniarki pracują na granicy wydolności, nie patrząc na zegarki. Wiem jednak, że na nich zawsze mogę liczyć, choć w sezonie urlopowym będzie to bardzo trudne. Największym problemem jest natomiast zbyt mała liczba stanowisk do chemioterapii. Brakuje też miejsc w poczekalni. Chorzy, zwłaszcza w warunkach epidemii, nie mogą się tłoczyć w wąskim korytarzu. Nie wyobrażam sobie nawet, jak to będzie wyglądało latem. Są to przecież na ogół starsi ludzie, którym trzeba zapewnić odpowiednie warunki. Coraz bardziej niewydolna jest także szpitalna apteka.

Czy nie trzeba w tym momencie jednak mówić o konieczności zmian systemowych, w tym także o zwiększeniu wydatków na onkologię?
Tu nie chodzi tylko o pieniądze. Oczywiście, zawsze jest ich za mało w systemie, ale tutaj samo dorzucanie pieniędzy niewiele pomoże. W każdej jednostce może być inna sytuacja i trzeba do tego podchodzić indywidualnie. W Gdańsku, pojawił się problem lokalowy. Pracujemy w pięknym szpitalu, ale gdy go planowano, nikt nie spodziewał się pandemii i jej skutków, w tym tak wielkiej fali popandemicznej. W innych jednostkach problem może wynikać z niedoborów kadrowych, trudności organizacyjnych lub innych przyczyn.

A jakie są zasoby specjalistów w dziedzinach onkologicznych w Polsce?
Jest ich zdecydowanie za mało, lekarze nie garną się do tej specjalności. Obawiają się dużego obciążenia fizycznego i psychicznego – spotykamy się przecież codziennie z ludzkimi dramatami. Trzeba też pamiętać, że specjalizacje onkologiczne należą do najtrudniejszych i najbardziej czasochłonnych. To najwyższa szkoła jazdy.

W Gdańsku mamy korzystniejszą sytuację, bo jesteśmy ośrodkiem akademickim i możemy zainteresować studentów onkologią. Nie brakuje nam więc rezydentów. W Polsce jednak są takie problemy. Mamy jeden z najniższych w Europie wskaźników liczby onkologów w stosunku do liczby mieszkańców.

Czy kierowana przez pana Polskia Liga Walki z Rakiem podejmuje jakieś działania, aby rozwiązać obecną sytuację?
Tak, w ubiegłym roku przeprowadziliśmy ich kilka. Jeszcze wiosną opublikowaliśmy i rozpowszechniliśmy w środowisku onkologicznym włoskie zalecenia dotyczące postępowania u chorych na nowotwory w obliczu epidemii. Włochy jako pierwszy kraj w Europie doświadczyły tego nieszczęścia i miały tutaj największe doświadczenia.

Przeprowadziliśmy także dużą kampanię medialną pod nazwą "Rak nie poczeka na koniec epidemii". Przedstawiliśmy w przystępnej formy typowe objawy kilkunastu najczęstszych nowotworów i zachęcaliśmy osoby, które je zauważyły, aby niezwłocznie zgłosiły się do lekarza. Tłumaczyliśmy, że hasło „zostań w domu" ich nie dotyczy, bo przeoczenie choroby nowotworowej jest znacznie groźniejsze niż ewentualne zakażenie wirusem.

Tłumaczyliśmy także, że zakażenie w jednostkach ochrony zdrowia jest minimalne, ponieważ wdrożono wszystkie środki, aby temu zapobiec. W akcji wzięło udział wiele osób współpracujących z Ligą, m.in. Danuta Wałęsa, Krystyna Janda, Bogdan Borusewicz, prof. Krzysztof Zanussi i Krzysztof Hołowczyc, a także znane aktorki: Anna Dereszowska, Monika Krzywkowska, Joanna Moro i Katarzyna Zielińska. Jesienią, z udziałem przedstawicieli ministerstwa i AOTMiT, zorganizowaliśmy dużą konferencję poświęconą programom lekowym w onkologii, bo ten obszar wymaga wielu działań korekcyjnych. Niektóre z nich już podjęto, o innych będziemy przypominać decydentom. W ramach naszego corocznego konkursu „Onkogranty” sfinansowaliśmy dwa opracowania dotyczące opieki onkologicznej w czasie i po pandemii. Jestem też członkiem zespołu ekspertów zdrowia „Continue Curatio”, który nieformalnie doradza Ministerstwu Zdrowia. Naszym celem jest wypracowywanie rozwiązań zapewniających możliwie normalne funkcjonowanie ochrony zdrowia w czasie pandemii.

Wielokrotnie zwracaliśmy uwagę, że nie może ona sparaliżować całego systemu ochrony zdrowia, bowiem zwielokrotni to jej skutki. Niektóre nasze rozwiązania zostały przyjęte, ma przykład dotyczące teleporad. Ich wprowadzenie było niezbędne na czas pandemii, ale rozwiązanie to w niektórych sytuacjach stanowiło zagrożenie dla pacjentów. Zrealizowano więc m.in. mój postulat, żeby pacjent, u którego wystąpią objawy sugerujące chorobę nowotworową, był zawsze osobiście przyjęty przez lekarza. W takiej sytuacji teleporada stwarza ryzyko przeoczenia nowotworu, ze wszystkim tego skutkami.

Czy akcja „Rak nie poczeka na koniec epidemii” wpłynęła na wzrost liczby zgłoszeń do onkologów?
Nie da się tego ocenić, bo to zależy od wielu czynników. Niezależnie od tego jest to akcja edukacyjna zakrojona na długi czas.

Ostatnio kraj obiegła informacja, że od maja br. z listy refundacyjnej wycofano leki stosowane przy rozsianym HER2-dodatnim raku piersi. Reakcja na tę wieść była naprawdę ogromna, pełna emocji. I choć ministerstwo zdrowia później tłumaczyło, że doszło do nieporozumienia, pokazuje to ogromny poziom stresu towarzyszącego chorym na nowotwory i ich rodzinom.
Ta sprawa była ewidentnym błędem, do którego minister zdrowia się przyznał, zapewniając, że będzie bardzo szybko naprawiony. Coś takiego nie powinno było się wydarzyć. Niestety, obecna władza popełnia wiele błędów. Wystarczy popatrzeć, jak wygląda ustawodawstwo, jak często zmieniane są ustawy. Obecnie prawo tworzy się w pośpiechu, na kolanie, co wpływa na jego jakość. Dotyczy to aktów prawnych na wszystkich poziomach. Takie błędy zawsze mogą się przydarzyć, ale obecnie zdarza się to szczególnie często. Jeśli dotyka to chorych, szczególnie chorych na nowotwory, pojawia się wielki problem - zarówno medyczny, jak i emocjonalny.

Chorych na nowotwory jest coraz więcej. Lekarzy przybywa znacznie wolniej. Koszty leczenia nieuchronnie wzrosną. Stąd chyba zasadne pytanie - czy ci chorzy mogą mieć w obecnych czasach poczucie bezpieczeństwa?
My lekarze, robimy wszystko, by chorzy czuli się bezpiecznie. W naszej klinice w czasie pandemii nie odmówiliśmy pomocy żadnemu pacjentowi. Chorzy byli przyjmowani rytmicznie, bez opóźnień. Kolejki się nie wydłużyły, leczenie odbywało się normalnie. Leczyliśmy także zakażonych chorych, jeśli była taka konieczność. Zapewnienie chorym i personelowi bezpieczeństwa epidemicznego było jednak dużym wyzwaniem, trzeba było bowiem istotnie zmodyfikować organizację pracy. Dodatkowo część personelu została oddelegowana na oddziały kowidowe. Na szczęście onkologia w UCK była objęta pewną ochroną i nie musieliśmy np. wyłączać części łóżek, co spotkało inne jednostki.

Zakładając, że pandemia zaczyna się wyciszać, weszliście w czas „powojennego sprzątania" po wielkiej bitwie. Jesteście mocno poobijani?
Zachorowalność na COVID-19 wśród personelu medycznego w Polsce była większa, niż średnia w całym społeczeństwie. Wielu lekarzy, pielęgniarek i innych pracowników medycznych odeszło na zawsze. Są to straty, które  trzeba będzie uzupełnić. W moim zespole było sporo zachorowań, spotkało to również mnie. Skutki epidemii dotknęły cały system ochrony zdrowia. Wielu chorych nie otrzymało na czas leczenia. Opóźnienia w onkologii, kardiologii, nefrologii, diabetologii czy neurologii będą niosły za sobą długotrwałe skutki. Później rozpoznawano zawały czy udary mózgowe, bo służby ratownicze nie działały normalnie.

To, że w ubiegłym roku zmarło o kilkadziesiąt tysięcy więcej osób niż w latach ubiegłych, jest nie tylko bezpośrednim skutkiem zakażeń. Większość tych zgonów było spowodowanych innymi przyczynami. Teraz trzeba będzie się temu dokładnie przyjrzeć i wyciągnąć wnioski.


Słyszymy o pokowidowych problemach kardiologicznych, neurologicznych, pulmonologicznych. Jak to wygląda w odniesieniu do chorych na nowotwory?

Chory na nowotwór, który zakazi się wirusem, ma dwa duże problemy. Jednym jest jego podstawowa choroba, która sama w sobie niesie duże zagrożenie. Drugim są skutki samego zakażenia. Te dwa problemy mogą się kumulować. Zakażenie wirusem SARS-CoV-2 często wymusza bowiem konieczność przerwania terapii przeciwnowotworowej lub odłożenie jej w czasie, co może istotnie zmniejszyć szanse wyleczenia. Z kolei wiele chorób nowotworowych pogarsza przebieg zakażenia i zwiększa ryzyko powikłań.

W ostatni wtorek pojawiła się informacja o nominowaniu pana do Nagrody Heisinga zwanej "polskim Noblem". Dedykowana jest ona badaczom, których dorobek naukowy w skali światowej jest uznawany za wybitny i nowatorski w danej dziedzinie. Zaskoczyła pana nominacja?
Decyzja senatu Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego jest dla mnie ogromnym zaszczytem. Praca naukowa zawsze sprawiała mi autentyczną przyjemność. Odkrywanie tajemnic zdrowia i choroby człowieka jest czymś pasjonującym. Cieszę się z tej nominacji, choć zdaję sobie sprawę, że będę w gronie 20 wybitnych naukowców, którzy zrobili światową karierę. Nie robię sobie zatem dużych nadziei, że właśnie mnie spotka ten honor.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Te produkty powodują cukrzycę u Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Onkologia poobijana po pandemii. Czy chorzy, u których zdiagnozowano nowotwory, mogą w obecnych czasach czuć się bezpiecznie? - Dziennik Bałtycki

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto