Myśl o tym, by zostać rodziną zastępczą zrodziła się gdy, jej dorosłe dziś dzieci, były jeszcze malutkie. Oglądała w telewizji program o tym, że brakuje w domach dla sierot brakuje opiekunek. Rozpłakała się wówczas.
- Dlaczego tak płaczesz? - zdenerwował się wówczas jej mąż i wyłączył telewizor.
- Kiedy nasze dzieci dorosną zadbam o te niechciane – zapowiedziała mężowi.
Lata mijały. Pani Wiesia spełniała się jako mama i żona. Niestety, los jej nie oszczędził.
- Kiedy córka miała 17 lat, a syn 13, zmarł mój mąż. Zostałam z dziećmi i teściową w siedmiopokojowym domu na wsi. Uznałam, że mamy mnóstwo miejsca, którym możemy się z kimś podzielić. Bardzo chciałam, aby w tych pustych pokojach rozbrzmiewały radosne głowy – opowiada Wiesława Smektała.
Nie chciała jednak sama podejmować decyzji. O swoim pomyśle stworzenia rodziny zastępczej, opowiedziała córce i synowi. Córka podeszła do tego z otwartym sercem, ale wyraziła obawę, czy mama sobie poradzi.
- Nie ma już taty, a ty masz przecież mnóstwo pracy w gospodarstwie rolnym. Dasz radę? – upewniała się córka.
Rzeczywiście gospodarstwo wymagało mnóstwo pracy, bo pani Wiesława hodowała wówczas 200 świń, a do pomocy miała tylko jedną osobę. Na szczęście dorastający syn zadeklarował, że wesprze mamę w pracach gospodarskich.
Procedury czas zacząć
Mając błogosławieństwo dzieci Wiesława Smektała wszczęła niezbędne procedury i niebawem odebrała telefon z ośrodka. Na zaopiekowanie czekała czwórka rodzeństwa, która przebywała w pogotowiu rodzinnym.
- Od razu pomyślałam o nich „moje dzieci” i w ciemno zgodziłam się jej przyjąć – wspomina pani Wiesława.
Aby jak najmniej stresować dzieci umówiła się z ich ówczesną opiekunką na „przypadkowe spotkanie” w leszczyńskim minizoo.
- Chciałam zaprzyjaźnić się z maluchami zanim u mnie zamieszkają. „O matko i córko!” pomyślałam, gdy je zobaczyłam. Doskonale pamiętam ten widok, gdy zza rogu wyłoniła się ekipa: trzy małe dziewczynki i starszy chłopiec. Tobiasz miał wówczas 15 lat, Iza miała 9, Karolinka 7, a najmłodsza Kasia zaledwie 6 lat. Chudzinki takie malutkie, szczególnie najmłodsza. Serce mi się krajało, że spotkał ich taki smutny los. Zaczęliśmy rozmawiać, poczęstowałam je cukierkami, pospacerowaliśmy wśród zwierząt – wspomina pani Wiesia.
Dzieci od razu ją polubiły.
- Ciociu! Czy my kiedyś odwiedzimy tą panią? - zapytały swoją opiekunkę przy pożegnaniu.
Całą drogę do domu pani Wiesława przepłakała. Gdy zapłakana przekroczyła próg domu córka zaczęła dopytywać, co się stało?
- Córeczko, ja już te dzieci pokochałam ...- wyznała córce.
Gdy dojrzeją czereśnie
Było majowe popołudnie 2008 roku kiedy cała czwórka odwiedziła ją w Mierzejewie. Byli zachwyceni wsią, krajobrazem i zwierzętami. Tobiaszowi wpadła w oko młoda sąsiadka.
- Wrócimy tu jeszcze? - dopytywała się cała czwórka
.
- Wrócicie kiedy dojrzeją czereśnie – obiecała im Wiesława.
I słowa dotrzymała. Był 1 lipca 2008 roku kiedy dzieci wprowadziły się do jej domu.
Potem codzienna opieka nad dziećmi kompletnie ją pochłonęła. Niekiedy bywało ciężko. Szczególnie wtedy, gdy dziewczyny zaczęły dojrzewać, ale zawsze, nawet w najtrudniejszych momentach dużo z nimi rozmawiała.
- Nawet jak nakrzyczałam to potem rozmawiałam. To ważne, bo dzieciom trzeba wytłumaczyć, dlaczego według nas postąpiły niewłaściwie. Zawsze podchodziłam do nich z miłością i otwartym sercem, a one odwdzięczały mi się na każdym kroku – wyznaje zastępcza mama.
Dla najlepszej cioci...
Nigdy nie zapominają o Dniu Matki. Przed laty, z tej okazji, wręczyli jej poduszkę z napisem „Najlepsza ciocia na świecie”….
- Wtedy zyskałam pewność, że nawet jak dorosną będą do mnie wracać – uśmiecha się pani Wiesia.
I rzeczywiście tak jest. Tobiasz, Iza i Karolina są już „na swoim”, ale zawsze chętnie wpadają do rodzinnego domu.
- Taka jestem z nich wszystkich dumna. Zarówno z biologicznych, jak i z zastępczych dzieci. Nie mogę się wprost nachwalić. Pod moimi skrzydłami została jeszcze Kasia, ale jak mantrę jej powtarzam, że ma u mnie pokój, wikt i opierunek do końca życia. Pewnie bardzo będę przeżywać rozstanie, bo najmłodsze dziecko w rodzinie to ten przysłowiowy pupilek. Na szczęście mam już wnuki więc nasz duży dom znów rozbrzmiewa dziecięcymi głosami – podsumowuje Wiesława Smektała.
Wybory samorządowe 2024 - II tura
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?