Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wiesława Smektała z Mierzejewa od blisko 14 lat prowadzi rodzinę zastępczą

Karolina Bodzińska
Karolina Bodzińska
Arch. W. Smektały
Choć jest już po sześćdziesiątce, na emeryturę, jako mama zastępcza, jeszcze nie nie wybiera. Na przestrzeni tych kilkunastu lat Wiesława Smektała dała miłość i dach nad głową wielu dzieciom. Dziś jest dla nich ukochaną ciocią, a te które już dawno założyły własne rodziny, nadal chętnie ją odwiedzają.

Myśl o tym, by zostać rodziną zastępczą zrodziła się gdy, jej dorosłe dziś dzieci, były jeszcze malutkie. Oglądała w telewizji program o tym, że brakuje w domach dla sierot brakuje opiekunek. Rozpłakała się wówczas.

- Dlaczego tak płaczesz? - zdenerwował się wówczas jej mąż i wyłączył telewizor.

- Kiedy nasze dzieci dorosną zadbam o te niechciane – zapowiedziała mężowi.

Lata mijały. Pani Wiesia spełniała się jako mama i żona. Niestety, los jej nie oszczędził.

- Kiedy córka miała 17 lat, a syn 13, zmarł mój mąż. Zostałam z dziećmi i teściową w siedmiopokojowym domu na wsi. Uznałam, że mamy mnóstwo miejsca, którym możemy się z kimś podzielić. Bardzo chciałam, aby w tych pustych pokojach rozbrzmiewały radosne głowy – opowiada Wiesława Smektała.

Nie chciała jednak sama podejmować decyzji. O swoim pomyśle stworzenia rodziny zastępczej, opowiedziała córce i synowi. Córka podeszła do tego z otwartym sercem, ale wyraziła obawę, czy mama sobie poradzi.

- Nie ma już taty, a ty masz przecież mnóstwo pracy w gospodarstwie rolnym. Dasz radę? – upewniała się córka.

Rzeczywiście gospodarstwo wymagało mnóstwo pracy, bo pani Wiesława hodowała wówczas 200 świń, a do pomocy miała tylko jedną osobę. Na szczęście dorastający syn zadeklarował, że wesprze mamę w pracach gospodarskich.

Procedury czas zacząć

Mając błogosławieństwo dzieci Wiesława Smektała wszczęła niezbędne procedury i niebawem odebrała telefon z ośrodka. Na zaopiekowanie czekała czwórka rodzeństwa, która przebywała w pogotowiu rodzinnym.

- Od razu pomyślałam o nich „moje dzieci” i w ciemno zgodziłam się jej przyjąć – wspomina pani Wiesława.

Aby jak najmniej stresować dzieci umówiła się z ich ówczesną opiekunką na „przypadkowe spotkanie” w leszczyńskim minizoo.

- Chciałam zaprzyjaźnić się z maluchami zanim u mnie zamieszkają. „O matko i córko!” pomyślałam, gdy je zobaczyłam. Doskonale pamiętam ten widok, gdy zza rogu wyłoniła się ekipa: trzy małe dziewczynki i starszy chłopiec. Tobiasz miał wówczas 15 lat, Iza miała 9, Karolinka 7, a najmłodsza Kasia zaledwie 6 lat. Chudzinki takie malutkie, szczególnie najmłodsza. Serce mi się krajało, że spotkał ich taki smutny los. Zaczęliśmy rozmawiać, poczęstowałam je cukierkami, pospacerowaliśmy wśród zwierząt – wspomina pani Wiesia.

Dzieci od razu ją polubiły.

- Ciociu! Czy my kiedyś odwiedzimy tą panią? - zapytały swoją opiekunkę przy pożegnaniu.

Całą drogę do domu pani Wiesława przepłakała. Gdy zapłakana przekroczyła próg domu córka zaczęła dopytywać, co się stało?

- Córeczko, ja już te dzieci pokochałam ...- wyznała córce.

Gdy dojrzeją czereśnie

Było majowe popołudnie 2008 roku kiedy cała czwórka odwiedziła ją w Mierzejewie. Byli zachwyceni wsią, krajobrazem i zwierzętami. Tobiaszowi wpadła w oko młoda sąsiadka.

- Wrócimy tu jeszcze? - dopytywała się cała czwórka

.

- Wrócicie kiedy dojrzeją czereśnie – obiecała im Wiesława.

I słowa dotrzymała. Był 1 lipca 2008 roku kiedy dzieci wprowadziły się do jej domu.
Potem codzienna opieka nad dziećmi kompletnie ją pochłonęła. Niekiedy bywało ciężko. Szczególnie wtedy, gdy dziewczyny zaczęły dojrzewać, ale zawsze, nawet w najtrudniejszych momentach dużo z nimi rozmawiała.

- Nawet jak nakrzyczałam to potem rozmawiałam. To ważne, bo dzieciom trzeba wytłumaczyć, dlaczego według nas postąpiły niewłaściwie. Zawsze podchodziłam do nich z miłością i otwartym sercem, a one odwdzięczały mi się na każdym kroku – wyznaje zastępcza mama.

Dla najlepszej cioci...

Nigdy nie zapominają o Dniu Matki. Przed laty, z tej okazji, wręczyli jej poduszkę z napisem „Najlepsza ciocia na świecie”….

- Wtedy zyskałam pewność, że nawet jak dorosną będą do mnie wracać – uśmiecha się pani Wiesia.

I rzeczywiście tak jest. Tobiasz, Iza i Karolina są już „na swoim”, ale zawsze chętnie wpadają do rodzinnego domu.

- Taka jestem z nich wszystkich dumna. Zarówno z biologicznych, jak i z zastępczych dzieci. Nie mogę się wprost nachwalić. Pod moimi skrzydłami została jeszcze Kasia, ale jak mantrę jej powtarzam, że ma u mnie pokój, wikt i opierunek do końca życia. Pewnie bardzo będę przeżywać rozstanie, bo najmłodsze dziecko w rodzinie to ten przysłowiowy pupilek. Na szczęście mam już wnuki więc nasz duży dom znów rozbrzmiewa dziecięcymi głosami – podsumowuje Wiesława Smektała.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na leszno.naszemiasto.pl Nasze Miasto