- W podstawówce i liceum byłam świetną uczennicą. Marzyłam o studiach, ale rodziców nie było na nie stać. Nie znając jeszcze wyników egzaminu dojrzałości zaczęłam szukać pracy – wspomina pani Halinka.
Był 1966 rok. Młoda Halinka, w towarzystwie mamy, przyjechała do Leszna. Pierwsze kroki panie skierowały na pocztę. Bez wcześniejszego umówienia się. Na szczęście zarządzający placówką przyjął młodą dziewczynę na rozmowę, a że zrobiła na nim dobre wrażenie, zaprosił ją ponownie ze świadectwem maturalnym w ręku.
I tak w lipcu 1966 roku pani Halina rozpoczęła pracę na poczcie. Klienci polubili uśmiechniętą, życzliwą dziewczynę i do jej okienka ustawiały się kolejki. Po 3 latach pracy otrzymała tytuł najlepszego pracownika. Nie było to jednak tożsame z awansem.
- Nie należałam do partii więc o awans było trudno. Koleżanki z legitymacjami PZPR miały dodatki, a ja nie. W końcu odważyłam się na rozmowę z przełożonym. Z uwagi na lata pracy zażądałam awansu i dodatku kasowego – wspomina.
Okazało się, że warto było powiedzieć wprost jakie ma się oczekiwania, bo nazajutrz kadrowa miała dla niej dobre wieści.
- Wywalczyłam sobie dodatek kasowy. Ależ byłam z siebie dumna! – opowiada pani Halina.
Któregoś roku, w przeddzień Międzynarodowego Święta Pracy, nakłamała przełożonemu, że z powodu pilnych spraw rodzinnych nie może wziąć udziału w pochodzie pierwszomajowym.
- Pogoda była piękna. Szkoda było siedzieć w mieście – mówi.
I dobrze, że się „wymiksowała” z pochodu, bo na wiejskiej zabawie, 1 maja 1971 roku, poznała Andrzeja - miłość swojego życia. W lutym 1972 młodzi się pobrali. Wciąż jednak mieszkali oddzielnie. Ona u rodziców, on budował głogowską hutę. Jednak po powiększeniu się rodziny, w 1975 roku, małżonkowie postanowili wybudować w Lesznie dom.
Podwale wydało im się idealne. Dość blisko centrum, a jednocześnie jakby na wsi. Choć dostali przydział na pustaki nie chcieli z nich budować. Dlatego cegłę sprowadzili z cegielni w Zaborowicach.
Pani Halinka na bieżąco dokształcała się z tematów budowlanych i pomagała na budowie. Fizycznie oraz jako kucharka, bo jej zadaniem było wykarmienie ekipy budowlanej. Mimo trudności w zdobywaniu niektórych materiałów dom rósł jak na drożdżach i po półtora roku mogli się do niego wprowadzić. Dziś są małżeństwem z pięćdziesięcioletnim stażem, a ogród pełen pachnących kwiatów i własnoręcznie sadzonych roślin przypomina pani Halince szczęśliwe dzieciństwo na wsi.
26-letni Ukrainiec próbował nakłonić Polaka do szpiegowania
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?