Prawdziwą rewelacją dwóćh dni zmagań był jadący z dziką kartą Dominik Kubera. Sportowiec z Osiecznej bardzo chciał się pokazać z dobrej strony i po cichu liczył na półfinały. Wychowanek Unii Leszno, a obecnie zawodnik lubelskiego Motoru jeździł bez kompleksów. W piątkowej rundzie należał do najlepszych aktorów widowiska. Pokonywał światową czołówkę, w tym Bartosza Zmarzlika. Kubera zdobył w rundzie zasadniczej 12 punktów, tyle samo co wspomniany Zmarzlik oraz Artiom Łaguta. Potem świetnie poradził sobie w półfinale, podobnie zresztą jak obrońca tytułu mistrza świata. W finale Kubera znów pijechał świetnie i choć uznał wyższość Zmarzlika, to był chyba tego dnia najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Za jego plecami przyjechali Lindgren oraz wspomniany Łaguta.
Dedykuję ten sukces mojej mamie, która spoglada gdzieś tam z góry na mnie – mówił wyraźnie wzruszony i ze łzami w oczach Kubera.
Nie wszyscy byli tego dnia tak szczęścliwi. Zupełnie pogubiony był Maciej Janowski, który nie liczył się w walce o półfinały. Podobnie jak Krzysztof Kasprzak. Kibice FOGO Unii bacznie przyglądali się postawie Emila Sayfutdinova oraz Jasona Doyle'a. Obaj wjechali do półfinałów. Rosjanin bardzo szczęśliwie. Tak jeden, jak i drugi więcej tego dnia nie osiągnęli.
Po tym pierwszym, bardzo udanym dniu dla Polaków apetyty kibiców z Polski zostały jeszcze bardziej pobudzone. Marzeniem była powtórka, a może nawet całe podium dla biało-czerwonych. Sobotni turniej był nie mniej emocjonujący. Zawodnicy, którzy brylowali dzień wcześniej potwierdzili w większości formę w drugiej lubelskiej rundzie Grand Prix. Jednym z wyjątków był Jason Doyle, który rozpoczął źle, bo od dwóch czwartych miejsc, a do tego dwukrotnie zapoznawał się z torem w 11 biegu. O ile wszystko dla Australijczyka skończyło się szczęśliwie, bo bez kontuzji, to już takiego szczęścia nie miał Martin Vaculik, który wyraźnie trzymał się za rękę. Słowak podejrzewał złamanie obojczyka i niestety diagnoza ta się potwierdziła po prześwietleniu. Na domiar złego jak się okazało po badaniach ów obojczyk został złamany w czterech miejscach, co może spowodować dłuższą przerwę w startach sympatycznego zawodnika. Po feralnym biegu zawody przyspieszyły. Znów dobrze spisywali się Zmarzlik, Kubera, Łaguta i zdeterminowany Lindgren, który trzeba przyznać jeździł ostro. Po jednym z ataków na Janowskiego został wykluczony, choć „Magic” utrzymał się na motocyklu. Co ciekawe wielki finał był kopią z dnia wcześniejszego. Jednak kolejność na podium była już inna, choć znów dwójka Polaków wskoczyła na pudło. Najlepszy oikazał się jednak Łaguta, który wyprzedził po trasie Zmarzlika i to on zgarnął 20 punktów do klasyfikacji przejściowej. Trzeci dojechał Kubera, a stawkę finalistów zamknął Lindgren.
Zmarzlik musi się mieć na baczności
W klasyfikacji łącznej Grand Prix. Niemal idealne dwa dni zaliczył Zmarzlik, ale musi się mieć na baczności. Mocno naciska bowiem Łaguta. Polak ma 101 punktów, a jego najgroźniejszy na tę chwilę rywal zaledwie punkt mniej. Czy to między tą dwójką rozstrzygnie się sprawa mistrzowskiego tytułu? Obaj uzyskali już dość sporą przewagę, bowiem trzeci Lindgren ma tylko i aż 80 punktów. Szans na medal nie traci czwarty Sayfutdinov, tracący do Szweda punkt. Obsuwa się w dół klasyfikacji niedawny jeszcze lider – Maciej Janowski, który zaliczył dwa słabe występy. Efekt jest taki, że zawodnik Betard Sparty Wrocław jest dopiero piąty i wyraźnie traci dystans. Czołową szóstkę, która przypomnijmy na koniec rywalizacji będzie miała zapewniony start w GP w przyszłym roku zamyka Tai Woffinden. Dodajmy, że po trzech dwudniowych turniejach Grand Prix teraz pora na pierwszy jednodniowy. W sobotę – 14 sierpnia najlepsi żużlowcy świata zawitają do szwedzkiej Malilli.
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?