MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Leszno. Sylwia i Zbyszek Sadowscy są razem blisko trzy dekady. W domu i w pracy. Jaki mają patent na miłość?

Karolina Bodzińska
Karolina Bodzińska
arch Sylwii i Zbyszka Sadowskich
Jutro wyjątkowy dzień, któremu patronuje św. Walenty. To dzień, w którym miłość odmieniana będzie przez wszystkie przypadki. Jak rodzi się to fantastyczne uczucie? I co zrobić, żeby zmieniło się w coś stałego? Prawda jest taka, że nie jest to zwykła bułka z masłem. Czasami trzeba iść na żywioł! O początkach swojego związku opowiedzą Sylwia i Zbigniew Sadowscy z Leszna. Razem studiowali, razem pracowali i wspólnie otworzyli własną firmę. Czy po blisko 30 latach związku mają siebie dość? Absolutnie nie!

Poznali się w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, gdy studiowali na tej samej poznańskiej uczelni.

- Oboje należeliśmy do Związku Młodzieży Wiejskiej. Warto było, bo to oznaczało dobrą zabawę i wyjazdy w ramach międzynarodowych obozów pracy, na których nieźle można było zarobić – opowiada Sylwia Sadowska

.
Ona długo w ogóle go nie zauważała. Zawsze była w centrum, wygadana, zabawna, dusza towarzystwa. On zupełne jej przeciwieństwo: spokojny i stonowany.

- Zobaczyłem Sylwię kiedy szła na zebranie Związku Młodzieży Wiejskiej. Siedziałem na krawężniku i naszła mnie myśl, że to jest właśnie ta dziewczyna… - wspomina Zbyszek.

Nie w jego stylu było robienie maślanych oczu. Nie był też namolnym typem. Po prostu z kulturą podszedł i się przedstawił. Polubili się i odtąd sporo czasu spędzali razem. W stałym, kilkuosobowym składzie jeździli na obozy, chodzili na zebrania, koncerty czy do kina. Razem imprezowali i razem gotowali.

Zanim Sylwia zdążyła zauważyć, że jest dla Zbyszka kimś więcej niż koleżanką, skończyła studia.

- Oboje jesteśmy z rocznika 1967, ale ja w podstawówce w jednym roku zrobiłam dwie klasy, więc studiowałam ze starszym rocznikiem. Gdy się obroniłam i wróciłam do Leszna Zbyszek jeszcze przez rok został na uczelni – tłumaczy Sylwia.

Dorosłe życie, praca i obowiązki zupełnie ją pochłonęły. Studia stały się wspaniałym wspomnieniem młodzieńczej beztroski. Miała nadzieję, że kontakt ze Zbyszkiem nie urwie się tak gwałtownie, ale z jego strony nie pojawiła się żadna inicjatywa. Nie pisał, nie zadzwonił….Uznała, że przyjaźń nie była tak silna, jak deklarował. Sama miała zamiar do niego napisać, ale zawsze brakowało czasu…Zresztą Zbyszek też zdążył już skończyć studia i wrócił w rodzinne strony w lubuskim.

I tak mogłaby zakończyć się ich historia. Zanim ktokolwiek odkryłby, że ma w sobie potencjał na prawdziwą miłość. Na szczęście los chciał żeby znów się spotkali.

- Pracowałam wtedy w banku i od koleżanki z pracy dowiedziałam się, że w oddziale naszego banku, w Krośnie Odrzańskim, pracuje Zbyszek. Ta wiadomość wywołała we mnie wspomnienia i falę emocji. Tęsknotę i złość. Pod ich wpływem napisałam do Zbyszka list wyrzucając mu, że o mnie zapomniał – opowiada leszczynianka.

Odpisał, w grzecznym tonie. Wyjaśnił, że miał kłopoty rodzinne, że zaraz po studiach jego mama poważnie się rozchorowała i opieka nią zupełnie go pochłonęła. Potem mama zmarła, a on nie miał do niczego innego głowy.

- Zrobiło mi się głupio, że tak na niego naskoczyłam– wyznaje Sylwia.

Zadzwoniła i zaproponowała, że go odwiedzi. Nie zareagował zbyt entuzjastycznie.
I znów w myślach zwyzywała go od buców.

- Biuro dzieliłam wówczas z panią Stasią, dojrzałą, znającą życie kobietą. Poprosiłam ją o radę, czy powinnam jechać. Poradziła, żeby wsiadać w autobus i na nic się nie oglądać! – wyznaje S. Sadowska.

Spotkanie było bardzo miłe i rozbudziło w Sylwii uczucia. Pod koniec wakacji 1993 roku oficjalnie zostali parą.
Przez kolejne miesiące regularnie kursowali na trasie Leszno– Krosno Odrzańskie z kilkoma przesiadkami po drodze. Męka straszna, ale wiadomo, że serce nie sługa.

- Gdyby zliczyć pokonane kilometry objechaliśmy już kulę ziemską i pod drodze zjedliśmy tonę pistacji – śmieje się Zbyszek.

W końcu jej się oświadczył. Trzeba było zdecydować, co dalej? Gdzie będą mieszkać?
Wybrali Leszno i w lutym 1994 roku Zbyszek podjął pracę w tym samym banku, co Sylwia. Młodzi zamieszkali z jej rodzicami, ale zgodnie z ich życzeniem w ….osobnych pokojach. Dopiero po ślubie, w maju 1994 roku, mogli formalnie zająć wspólny pokój.
Mieli wówczas po 27 lat i z utęsknieniem czekaliśmy na wyznaczony w maju ślub.

- Ja wiem, że myślałyście, że zostanę starą panną i wszystkie oszczędności na mój ślub zeżarłyście, ale jednak weselisko będzie... – żartowała Sylwia wręczając zaproszenia ulubionym ciotkom.

W jakiś czas po ślubie wyprowadzili się do własnego domu.
Przez lata wspólnie pracowali, a z czasem wspólnie otworzyli firmę. Są blisko trzy dekady razem. W domu i w pracy. Czy nie mają siebie dość?

- Lubimy spędzać czas razem. Na szczęście każdy z nas ma swoje hobby. Ja mam ogród i kryminały. Uwielbiam odnawiać stare meble. Z kolei Zbyszek ma swoją muzykę i swoje książki. W pracy Zbyszek musi być otwarty, nastawiony na kontakt z klientem. W domu może być introwertykiem, ile tylko dusza zapragnie – podsumowuje Sylwia.

I to jest właśnie patent na miłość. Bądźmy dla siebie przyjaciółmi, szanujmy się, róbmy wiele rzeczy razem, ale pozwólmy partnerowi być sobą i podarujmy mu wolną przestrzeń.

od 7 lat
Wideo

Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na leszno.naszemiasto.pl Nasze Miasto