Wykopki wspomina leszczyński antykwariusz Janusz Skrzypczak. Choć - jak przyznaje - PRL nie należy do jego kolekcjonerskich koników, nigdy nie zapomni wyjazdu na wykopki do Czerwonej Wsi w gm. Krzywiń.
- Uczyłem się wtedy w policealnym studium zawodowym w Poznaniu. Na tydzień zakwaterowano nas w pałacyku będących schedą po rodzinie Chłapowskich - wraca pamięcią do wydarzeń sprzed kilkudziesięciu lat Janusz Skrzypczak . - Spaliśmy w dwóch dużych salach: 30 chłopaków w jednej, a 30 dziewczyn w drugiej. Dla nas, miastowych, taki wyjazd stanowił ogromną frajdę.
Do dziś, ilekroć jedzie do Poznania trasą przez Śrem i po drodze mija Czerwoną Wieś, przypomina mu się tamten tydzień spędzony na wsi.
- I wizyty pana „agronoma” - tak go nazywaliśmy, choć pełnił on bardziej rolę nadzorcy, który sprawdzał, jak idzie nam praca. Przechadzał się obok pracującej młodzieży w swoim różowym sweterku - dodaje Janusz Skrzypczak.
- Na wykopki jeździliśmy jakieś trzy razy w roku. W tych dniach nie było lekcji. Pod szkołę przyjeżdżał samochód ciężarowy. Na tzw. „pace” czekały na nas drewniane ławeczki. Podróż nie trwała długo, bo wykopki odbywały się z reguły gdzieś niedaleko Leszna - zdradza leszczynianka Barbara Krawiec, która uczęszczała wtedy do leszczyńskiego „ekonomika”.
Więcej na ten temat można przeczytać w bieżącym wydaniu Panoramy Leszczyńskiej.
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?