Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

U leszczynianki Pauliny Wojtkowiak zdiagnozowano złośliwy nowotwór

Karolina Bodzińska
Karolina Bodzińska
arch rodzinne po lewej/fot. Anastasiia Gorshkova/123RF po prawej
U leszczynianki Pauliny Wojtkowiak, w marcu ubr., zdiagnozowano nowotwór złośliwy trzonu macicy. Ta informacja spadła na rodzinę, jak grom z jasnego nieba... Był strach, ale po nim przyszła pełna mobilizacja i wiara w wyzdrowienie. Mimo iż terapia była ciężka, wszystko szło dobrze. Niestety, do czasu…

Kiedy Paulina i jej bliscy usłyszeli druzgocącą diagnozę, pojawiło się mnóstwo obaw i pytań, na które nie zawsze była odpowiedź.

- Tysiące myśli: dlaczego ona? Co dalej? Jakie rokowania, czy wyzdrowieje?! - mówi Ewelina Kurowska, siostra Pauliny Wojtkowiak.

W marcu 2020 r. w trybie pilnym wykonano rozszerzone usunięcie macicy z przydatkami oraz siecią. Paulina szybko doszła do siebie, ale czekało ją jeszcze długie leczenie chemią i radioterapią.

- Było ciężko, bo źle znosiła chemię. Po jej podaniu tydzień wycięty z życia: brak apetytu, nudności, wymioty, bezsenność. Po pierwszej chemii wypadły Pauli włosy, ale szczerze mówiąc wyglądała bardzo ładnie. Dała radę, bo jest silna. Przetrwała chemię i radioterapię, leczenie zakończyła w grudniu 2020 roku na swoje czterdzieste urodziny. Miał to być długo wyczekiwany prezent – relacjonuje Ewelina Kurowska.

I w tym momencie historia mogłaby się zakończyć. Happy endem. Ciężka walka zakończona wyleczeniem. Niestety, życie napisało dla leszczynianki inny scenariusz.

- Radość nie trwała zbyt długo... Paulina była pod kontrolą Wielkopolskiego Centrum Onkologii w Poznaniu. Opieka była fatalna, a właściwie nie było jej wcale. Zgłaszając na wizycie, że coś się dzieje była zbywana, że to normalne, że wszystko jest w porządku, że tak ma być. Oczywiście stwierdzenie na piękne oczy, lub wróżenie z fusów! Bo badań zero. Żaden z lekarzy nie widział takiej potrzeby – pisze E. Kurowska.

I apeluje do chorych leczących się w WCO w Poznaniu, aby domagali się badań.
Tak minęło pół roku. W końcu wykonano u Pauliny tomografię komputerową.

- Wynik dobił nas i doprowadził do łez: rozsiew do węzłów chłonnych nadobojczykowych, brzusznych oraz otrzewnowych. Boże! A miało być tak pięknie. Tymczasem cały koszmar powrócił i trwa do dzisiaj – tłumaczy pani Ewelina.

Badanie PET potwierdziło przerzuty. Kobieta trafiła do Wrocławia, gdzie wykonano biopsję z węzła chłonnego nadobojczykowego. Niestety, wynik potwierdził najgorsze, że są to nieoperacyjne przerzuty z macicy nieoperacyjne....
To był kolejny szok dla Pauliny i jej bliskich.

- Jedynym ratunkiem dla mojej siostry jest immunoterapia. Lek Avelumab to jedyna szansa przedłużenia życia – tłumaczy E. Kurowska.

Obecnie czterdziestolatka przebywa w szpitalu w Lesznie na oddziale chirurgii z głęboką zakrzepicą żylną. Najbliżsi czekają aż wyjdzie ze szpitala aby zacząć terapię. Niestety, lek w Polsce nie jest refundowany. Koszt miesięcznej terapii to 18 tysięcy zł.

- Czas ucieka, a ważna jest każda: sekunda, minuta, godzina...- ubolewa siostra pani Pauliny.

Dlatego z myślą o Pauli założyła zbiórkę. Liczy, że uda się zebrać fundusze na półroczne leczenie.

- Zobaczymy, jak organizm zareaguje na lek. Mam nadzieję, że spełni nasze nadzieje – podsumowuje E. Kurowska.

Zbiórka dla Pauliny Wojtkowiak prowadzona jest TUTAJ
Grupa pomocowa na FB RATUJEMY ŻYCIE PAULINKI

fot. Anastasiia Gorshkova/123RF

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na leszno.naszemiasto.pl Nasze Miasto