MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

GÓRA. Pięcioosobowa rodzina w pożarze straciła dom. Chcą go odbudować, ale bez pomocy innych nie dadzą rady [ZDJĘCIA]

Anna Machowska
Anna Machowska
Pięcioosobowa rodzina Satorów w sierpniu ubiegłego roku straciła dom w pożarze. Chcą go odbudować, ale bez pomocy innych nie dadzą rady.

- Nie śpię po nocach. Codziennie, jak tylko zamknę oczy, w myślach remontuję swój dom. Jednego jestem pewna. Trzeba zacząć od dachu – z ogromnym smutkiem w głosie wyznaje Beata Satora, mieszkanka niewielkiego Śleszowa koło Jemielna.

Nie tylko ona w rodzinie ma problemy ze snem. Jej mąż, dwie dorosłe córki i 7-letnia wnuczka także przeżywają tragedię, jaka ich spotkała. Jedni wylewają łzy, inni zamknęli się w sobie. Oczywiście, cieszą się, że nikt w pożarze nie ucierpiał, nikt nie zginął, bo przecież różnie mogło się to skończyć. Naprawdę są Bogu za to wdzięczni. Nie zmienia to jednak faktu, że strasznie im brakuje domu, który stracili w ogniu.

Pożar wybuchł 27 sierpnia 2018 roku. Było po czwartej nad ranem. Jako pierwszy odkrył gospodarz domu Andrzej Satora. Nie zawiódł go zawodowy instynkt, jest w końcu emerytowanym strażakiem, który wiele lat przepracował na górowskiej komendzie i z niejednym ogniem walczył.

- Mąż obudził mnie i kazał uciekać na dwór – mówi B. Satora. - Wszędzie było pełno dymu. Okropnie gryz mnie w gardle i szczypał w oczy. Nie mogłam ich nawet otworzyć. Wszyscy wybiegliśmy tak, jak wstaliśmy z łóżka, ledwo rozbudzeni. Nie wiem dokładnie, która była godzina. Coś koło czwartej nad ranem.

Do akcji gaśniczej zadysponowano pięć zastępów strażaków. Oprócz zawodowców z Góry przyjechali też ochotnicy z okolicznych wiosek. W sumie 18 strażaków. Niewiele mogli jednak już zrobić, bo gdy pojawili się na miejscu cały budynek objęty był już ogniem.

- Zgłoszenie o tym, że pali się dom jednorodzinny otrzymaliśmy o godzinie 4.37, a po 11.00 strażacy wrócili z akcji – dodaje Marcin Klefas z KP PSP w Górze.

- Schroniliśmy się w samochodzie. Jedynie mąż siedział na dekoracji z opon samochodowych w naszym ogrodzie. W poczuciu kompletnej bezsilności patrzyliśmy na duże języki ognia, które wyzierały z naszego domu przez okna, nadpalone dziury w dachu i dosłownie każdą szczelinę –
opisuje Beata Satora.

Biegły ustalił, że doszło do zwarcia instalacji elektrycznej. Jej źródłem był przedłużacz za lodówką.

- Czy mieliśmy ubezpieczenie? Nie. Zostały nam tylko kredyty do spłacenia. W sumie aż 800 zł miesięcznie – przyznaje Beata Satora. - Od kilku lat systematycznie bowiem remontowaliśmy kolejne. Kilka dni przed pożarem mówiłam nawet do męża: „Jeszcze tylko ocieplimy dom, zrobimy nową elewację i koniec z remontami”.
Gmina nie zostawiła pogorzelców samych sobie. Dostali zasiłek w wysokości tysiąca złotych i tymczasowy lokal zastępczy z czynszem opłaconym na miesiąc z góry. To mieszkanie w bloku w Zdziesławicach, czyli wiosce, która znajduje się trochę ponad kilometr od Śleszowa.

Na portalu pomagam.pl prowadzona jest zbiórka pieniędzy na odbudowę domu Satorów. Tytuł zbiórki „Powstaniemy jak Feniks z Popiołu”. Jeśli ktoś chciałby pomóc pogorzelcom przekazując materiały budowlane może w tej sprawie skontaktować się z panią Beatą Satorą. Jej numer telefonu to: 512 021 900.

TUTAJ MOŻNA WPŁACAĆ PIENIĄDZE NA POMOC POGORZELCOM

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Seria pożarów Premier reaguje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na leszno.naszemiasto.pl Nasze Miasto