Pasieka rodzinna Pacholskich mieściła się kiedyś „między torami” w Lesznie. To właśnie tam mały Arek jeździł z tatą i dziadkiem.
- Kiedy 11 lat temu mój tata zmarł w pierwszym odruchu chciałem sprzedać ule. Bałem się zwyczajnie odpowiedzialności, całej tej pracy, nie miałem odpowiedniej wiedzy….Z drugiej strony miałem wyrzuty sumienia, że lata pracy dziadka i taty pójdą na marne. Kiedy tak się wahałem przyszedł mi z pomocą kolega należący do związku pszczelarskiego. Powiedział, żebym nie pozbywał się pasieki, że mi pomoże w pierwszym sezonie. Zgodziłem się – wspomina Arkadiusz Pacholski.
Powoli zaczął się dokształcać i okazało się, że życie pszczół jest fascynujące. Pasja jego przodków pochłonęła go bez reszty i ani się obejrzał aż stał się pszczelarzem. Pierwszy miód był hołdem dla pradziadków, dziadka i taty, a z czasem pasiekę składającą się z 10 uli rozbudował do 30.
- Pszczoły są naprawdę niesamowite. Bardzo inteligentne i bardzo pracowite. Czytałem nawet, że nie gorzej od psów radzą sobie w wykrywaniu ładunków wybuchowych. A ile człowiek może się od nich nauczyć. Sam nauczyłem się pokory i cierpliwości – mówi A. Pacholski.
7 lat temu pan Arkadiusz musiał zmienić lokalizację. Szukał miejsca idealnego dla swoich pszczółek. Z dala od miasta, bogatym w pożytek. I znalazł je we wsi Żakowo.
- Tutaj moje pszczoły mają prawdziwy raj. Rolników z Żakowa cechuje wysoka kultura osobista i dbałość o środowisko. Sąsiad zawsze pyta czy pszczoły już wróciły do ula, bo będzie musiał przeprowadzić opryski – mówi A. Pacholski.
I tak kawałek ziemi w Żakowie najpierw służył wyłącznie jako pasieka i miejsce letniego wypoczynku, a niebawem stanie się rodzinnym azylem państwa Pacholskich, bo właśnie rozpoczęli budowę domu.
W pobliżu pasieki przez całe lato harcują synowie państwa Pacholskich i jak dotąd żaden z nich nie nabawił się awersji do pszczół.
- Pszczoły są spokojne, jeśli nikt nie wchodzi im w drogę, to i one nikomu nie szkodą. Chłopcy wiedzą, że nie wolno wchodzić na środek pasieki, bo pszczoły nie lubią gdy ktoś kręci się przy wlocie do ula. Jedynie raz Kuba, starszy z chłopców, „dostał żądło”. To było jesienią, kiedy przyjechaliśmy dokarmiać pszczoły. Były wtedy trochę niespokojne. Na szczęście ta sytuacja nie zniechęciła Kuby do pomagania mi w pasiece – tłumaczy pszczelarz.
Zazwyczaj w Dniu Matki pszczelarze byli już po pierwszym miodobraniu. Niestety, w tym roku zima długo trzymała i cały proces opóźnił się o trzy tygodnie. Nam udało się towarzyszyć A. Pacholskiemu przy pierwszym miodobraniu w tym roku i spróbować świeżego, jeszcze niefiltrowanego miodu. Palce lizać!
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?