Mieszka w pałacu i codziennie ,,grzebie’’ w historii. To jego pasja i zawód. Wspólnie z kolegami odkrył grodzisko w Jurkowie pod Krzywiniem. - To okrycie na miarę Biskupina, jednak do dziś pozostaje w ziemi - mówi Marek Wróbel, leszczyński archeolog.
Nie jest rodowitym leszczynianinem. Nie urodził się nawet w Wielkopolsce. W Trzebinach koło Leszna mieszka od 1985 roku. Sprowadził się 30 grudnia, dwa dni przed Nowym Rokiem. Kilka miesięcy wcześniej przyjechał tam rozpocząć kolejne swoje prace archeologiczne. Został do dziś.
Technik z dzikiego zachodu
Marek Wróbel jest osobą skromną. - Ja mam stać się bohaterem reportażu? - zapytał nie ukrywając zdziwienia, kiedy zaproponowaliśmy mu rozmowę na temat życia i pracy. Pochodzi z Wybrzeża. - Można powiedzieć, że urodziłem się na dzikim zachodzie, w dawnym województwie szczecińskim - wyjaśnia.
Od dziecka wiedział, że chce być archeologiem. Na pierwsze wakacyjne badania archeologiczne wyjeżdżał już w piątej klasie podstawówki. - Ciężko było mnie wysłać na normalne kolonie, wolałem szukać w ziemi. Po części wynikało to z niezrozumiałego jeszcze wtedy pociągu do poszukiwań, a potem też z możliwości zarobienia paru groszy. Potem wybrałem liceum, ale tylko na dwa lata. Koledzy mówili, że to wstyd, że trzeba mieć zawód po szkole średniej - dodaje. W ten sposób został absolwentem technikum w Rogoźnie. Pracę wieńczącą naukę napisał z wrzeciona tokarskiego.
- Z liceum trafiłem do szkoły, która cieszyła się złą sławą. Technikum rogozieńskie słynęło z uczniów mających zatargi z prawem lub kłopoty z nauką. Ja na szczęście nie należałem do żadnej z tych grup uczniowskich.
Wikt za złoty ząb
Po technikum z wyjątkowo dobrymi wynikami na świadectwie miał szansę otrzymać indeks politechniczny bez egzaminów. Wybrał jednak studia archeologiczne w Poznaniu. Wspomina tamte czasy z nostalgią.
- Pamiętam nasze studenckie znaleziska. Raz na stancji u ciotki mojego kolegi za warstwami pajęczyn znaleźliśmy złoty ząb. Dzięki niemu mogliśmy później przeżyć na niezłym poziomie kilka dni. Znalezisko oczywiście spieniężyliśmy - wspomina Wróbel. Z dzieciństwa została mu pasja do zbierania starych monet. Dzisiaj nie może jej kontynuować. -
To nieetyczne. Archeolog - kolekcjoner mógłby być nieuczciwy wobec swoich znalezisk. Mam jeszcze trochę starych monet zakamuflowanych jeszcze z dzieciństwa - przyznaje z przekornym uśmiechem.
Kustosz w pałacu
Po studiach otrzymał kilka interesujących propozycji pracy. Swoje oferty złożyły między innymi: Polska Akademia Nauk oraz muzea w Szczecinie i na Wolinie. Wszystkie odrzucił.
- Wybrałem Leszno, a konkretnie Trzebiny. Nie ukrywam, że jednym z argumentów była kwestia socjalna. Gwarantowano mi wtedy lokum.
Dzięki tamtej gwarancji Marek Wróbel z rodziną jest dzisiaj
gospodarzem urokliwego XVIII-wiecznego pałacu w Trzebinach.
- Nasze mieszkanie ma charakter pałacowy. Wysokie stropy,
grube na ponad metr mury, łuki i zdobienia. Są też kominki i piękny park z mnóstwem zwierząt. Lubię tę scenerię i mam blisko do pracy, można powiedzieć, wróbli skok - żartuje.
Rzeczywiście od mieszczącego się również w pałacu Ośrodka Archeologicznego, którego jest szefem, dzielą go pojedyncze metry. Wszystkie drobne prace w pałacu i parku wykonuje sam. - Czuję się tu trochę jak kustosz - przyznaje.
Odkrył drugi Biskupin
Zapytany o zawodowe osiągnięcia waha się. Zaznacza, że wszystko, na co natrafił podczas poszukiwań, to żmudna praca grupy archeologów. Trochę próbuje bagatelizować swoje sukcesy.
- Udało nam się odkryć stare grodzisko w Jurkowie koło Krzywinia. To znalezisko na miarę Biskupina. Zabrakło jednak kontaktów i pieniędzy na jego wydobycie. Najpierw wykonano zdjęcia lotnicze. Wtedy udało się natrafić na grodzisko, którego śladu nie ma do dnia dziesiejszego w literaturze.
Do dzisiaj jednak nie zostało ono wydobyte i pozostało w ziemi - informuje Wróbel. Prac o podobnym zakresie wymienia jeszcze kilkanaście. - Odkryliśmy obozowiska ludności kultur paleolitu w okolicach Siedlinicy i Olbrachcic w lubuskiem, a także grodzisko kasztelańskie w Czerwonej Wsi - wspomina. Z żalem stwierdza, że w wielu przypadkach brak odpowiedniego nagłośnienia znalezisk powoduje zaniechanie ich dalszego wydobycia.
W cieniu historii
Mimo że na co dzień obcuje z historią przez duże ,,H’’, ma do tej dziedziny ogromny dystans. - Chcę pomóc rozwinąć innym moją pasję. Ważne jest dla mnie by wyniki moich badań pozostały śledem w historii - dodaje.
Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?