Bartosz K. na swój proces w poznańskim Sądzie Okręgowym został doprowadzony z aresztu. Ubrany w dresy, z charakterystyczną fryzurą, z wytatuowanym w języku angielskim napisem, by nigdy się nie poddawać. Na początku rozprawy był uśmiechnięty, puścił oko do dziennikarzy, ale potem się wyciszył. Ściszonym głosem zaczął odpowiadać na pytania.
– Przyznaję się do ataku na Marzenę, ale nie chciałem jej zabić. Niczego nie miałem w planach. Stało się to, co się stało. Puściły mi nerwy. Uderzałem maczetą na oślep. Przestałem, bo uznałem, że tak nie można, że to bestialstwo. Po wszystkim zawiozłem ją do szpitala – relacjonował oskarżony Bartosz K.
„Zrobiła ze mnie głupka”
Bartosz K. opowiadał, że 27 stycznia ubiegłego roku miał odebrać Marzenę od jej koleżanki. Ona chciała, by zaparkował nieco dalej, a nie pod domem koleżanki. On zrobił po swojemu, stanął pod drzwiami. Marzena się obraziła. Nie chciała wejść do samochodu, po chwili gdzieś zniknęła z walizkami. Bartosz K. stwierdził, że „zrobiła z niego głupka”, był wkurzony, dzwonił, szukał jej. A gdy się niebawem spotkali, zaatakował ją maczetą. Uderzał w nogi, ręce, twarz. Dziewczyna straciła palca u dłoni.
Sędziowie dopytywali, dlaczego woził ze sobą maczetę? Bartosz K. stwierdził, że maczeta to sprzęt ogrodniczy, a on kupił wcześniej działkę. Maczeta miała posłużyć do wyrębu krzaków.
Zakrwawioną dziewczynę zabrał do samochodu i zawiózł do szpitala. W jego samochodzie zaparkowanym pod lecznicą znaleziono narkotyki – aż 42 tabletki extazy i metamfetaminy.
Bartosz K. wczoraj przekonywał w sądzie, że narkotyki zażył dopiero pod szpitalem. Zaprzeczał zarzutom, by jadąc do szpitala prowadził samochód pod wpływem narkotyków. Zapewniał, że był to jego pierwszy kontakt z narkotykami. Po co więc miał w aucie aż 42 tabletki?
– Nie wiem – odpowiedział oskarżony Bartosz K.
Inną wersję przedstawił w trakcie śledztwa, gdy był badany przez psychiatrów i psychologów w poznańskim areszcie. Wówczas powiedział, że przyjmie „czasami kreseczkę dla towarzystwa”, że próbował narkotyków z pięć razy w życiu. Gdy sędziowie przypomnieli tamte wypowiedzi, Bartosz K. zapytał: będziemy się słówek czepiać?
„Daj mi dwie stówy za dróżkę”
Bartosz K. ma jeszcze inne problemy z prawem. Został oskarżony również o to, że 2 stycznia 2018 roku, na drodze pod Lubinem, zaatakował maczetą przypadkowego kierowcę. Ten mężczyzna pojawił się w poniedziałek w sądzie i przed rozprawą rozmawiał z dziennikarzami.
– 2 stycznia ubiegłego roku na szóstą rano jechałem do pracy. Nad ranem minąłem na drodze samochód, który potem jechał za mną przez kilkadziesiąt kilometrów. Nagle mnie minął, usłyszałem jakiś huk, ten samochód zajechał mi drogę. Byłem gotowy wyjść i zapytać czy nic się nie stało temu kierowcy. Ale on podszedł pierwszy. Uchyliłem szybę, a on włożył mi maczetę do środka i groził. Twierdził, że mam mu zapłacić 200 złotych „za dróżkę”. Milion myśli krążyło mi po głowie: o co mu chodzi, czy uderzyć go drzwiami, czy nagle odjechać, ale maczetę miałem przy twarzy. Nie miałem przy sobie pieniędzy, więc zabrał mi telefon i odjechał. Przez to zdarzenie cały ubiegły rok miałem zepsuty – opowiadał mężczyzna.
Tamto zdarzenie, już 3 stycznia zgłosił na policję w Lubinie. Jak opowiada pokrzywdzony kierowca, policjanci mu nie uwierzyli. Sugerowali, że naoglądał się filmów albo że ma kochankę, której mąż kogoś na niego nasłał. – Ten człowiek z maczetą miał kaptur na głowie. Ale zapamiętałem numery rejestracyjne jego samochodu. Podałem je policji. Oni go namierzyli, ale nie zatrzymali. Zrobili to dopiero, gdy zaatakował swoją dziewczynie w Lesznie – opowiada pokrzywdzony kierowca.
Bartosz K. nie przyznaje się do zaatakowania kierowcy. ą
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?